sobota, 10 grudnia 2016

Edukacja dla mas

Edukacja dla mas

     Kiedy ostatnio zmuszeni byliście do wymienienia rodzajów gleb występujących w Polsce? Kiedy wyliczaliście deltę, miejsce zerowe funkcji i tłumaczyliście proces rozmnażania pantofelka? Jeżeli odpowiedzią na wszystkie pytania jest 'trzecia gimnazjum' to wiedzmy, że wszyscy jesteśmy w dupie.

      O tym chcę dzisiaj pogadać, o poronionym systemie edukacji w Polsce, który wpycha do głowy ludziom masę niepotrzebnych bzdur zamiast praktycznej wiedzy życiowej. Przygotowuje nas do wszystkiego i niczego, a my ślepo wierząc iż nauka tego wszystkiego da nam świetlaną przyszłość, strzelamy sobie w stopę i dajemy ostrzegawczy strzał w potylicę. Dla przykładu osobnik, którego pasją życiową jest zostanie lekarzem, niesamowicie ogarniający biologię i pochodne oraz mający do tego talent, zmuszany jest do nauki historii Stanów Zjednoczonych, czy rozróżniania rędzin od bielic. Jak dla mnie jest to totalna strata czasu i największy paradoks w procesie kształcenia przyszłego fachowca. Nauka matematyki ma sens tylko do jakiejś czwartej podstawówki, czyli ogarnięcia liczenia, nie biorąc pod uwagę takich działań jak 123*54, bo każdy człowiek o zdrowych zmysłach wyjmie telefon i wklepie to w kalkulator, zamiast rozrysowywać słupek i liczyć po kolei. Jeżeli historia, to tylko naszego kraju, bo wychodzi na to że Polacy więcej wiedzą o historii takiego Egiptu niż nubijscy bracia. Po jaką cholerę wiedzieć mi coś o wojnie secesyjnej czy bostońskim piciu herbaty, skoro historia Polski to jedna z najbogatszych w całej Europie? Wiedza z fizyki pewnie nigdy nie zostanie użyta, chyba że z ciekawości przy obliczaniu  prędkości z jaką pokonujemy drogę od świateł do Biedronki, czy przyspieszenia gimnazjalistów po ogłoszeniu happy hours w McDonaldzie. Szkoły powszechne powinny uczyć podstaw, a dopiero po wybraniu kierunku dalszej kariery wykładać rzeczy specjalistyczne. Ktoś chce być matematykiem to idzie do szkoły matematycznej i dopiero wtedy śrubuje logarytmy, bo sprzedawcy czy pielęgniarce się one do niczego nie przydadzą. Jeżeli ktoś chce być chemikiem to idzie do chemicznej i tam niech uczą się puszczać dymki znad pipet i rozrysowywać kwasy, bo piłkarzowi czy bankierowi to potrzebne jak pięść do oka. Tak dalej i tak dalej i tak dalej... No chyba, że ktoś personalnie się po prostu tym interesuje to niech sobie czyta i uczy na zdrowie, bo do tego przyczepić się nie można.

    Powiem wam jak ja to widzę. Za mało w szkołach wiedzy praktycznej. Nauki zachowania w danej sytuacji, kreatywności, analitycznego myślenia, nauki efektywnej konwersacji, wywierania wpływu, czy umiejętności sprzedawania swoich dobrych stron. Myślę, że szkoła powinna przede wszystkim przygotowywać do życia, wyłapywać co dzieciaki lubią robić, czym się interesują i dopiero na to kłaść nacisk w późniejszym toku edukacji. Osobiście jeżeli mój hipotetyczny dzieciak będzie pasjonował się historią, czy WOS'em, będzie miał do tego smykałkę i marzenia bycia prawnikiem to będę miał w nosie to, że z innych przedmiotów będzie miał same 2, byleby przechodził z klasy do klasy. W zamian za to będę go wspierał w dążeniach do osiągnięcia celu, opłacał mu lekcje dodatkowe i motywował do dalszej pracy. Każdy stworzony jest do czegoś innego. Może się ze mną zgadzacie, a może uważacie mnie za kretyna. Tak czy siak zachęcam do dyskusji. Do następnego! 


wtorek, 6 grudnia 2016

Aspołeczne kujony vs umiejętności miękkie

Aspołeczne kujony vs umiejętności miękkie
 ,,Świat poszedł do przodu. Pojawiły się komputery, amfetamina, samoloty..."-  Chłopaki nie płaczą

      Cytując nieśmiertelnego klasyka, film, który oglądał każdy szanujący się obywatel, patol czy lesbijka, będę gadał o zmianie podejścia do życia, do pracy i kompetencji. Czas płynie nieubłaganie wyznaczając nowe trendy i standardy, a my jako istoty myślące ( lub nie) podporządkowujemy się im, by czerpać z życia jak najwięcej. Jeszcze nie tak dawno na rynku pracy liczyła się tylko twarda wiedza, fakty niepozostawiające cienia wątpliwości, spuszczające wszystkie inne teorie w kiblu. Pracodawcy wychodzili z siebie aby ściągać najmądrzejszych, dysponujących  ogromną wiedzą osobników nie zważając na ich braki w innych dziedzinach. W końcu po co nauczycielowi matematyki coś więcej oprócz perfekcyjnej znajomości matematyki? Jednak wszystko się zmienia z czego jestem bardzo zadowolony, a umiejętności tzw. miękkie wychodzą z cienia.  Myślę, że większość wie co to kompetencje miękkie. Dla niewiedzących, na chłopski rozum, są to umiejętności społeczne, takie jak umiejętność komunikacji werbalnej i niewerbalnej, zdolność współpracy, rozwiązywania problemów, empatii, kreatywność itp. itd. etc. etc.

   Teraz postawcie się w roli pracodawcy szukającego osoby na stanowisko takiego nauczyciela matematyki. Macie dwie opcje:
- Kobietę mająca matematykę w jednym palcu, która za pomocą spojrzenia potrafi obliczyć tangens z kąta między twoim okiem, a czubkiem nosa. Na rozmowie sprawia jednak wrażenie smutnej, skrępowanej, głosik cichutki, drżące ręce, unika kontaktu wzrokowego zasłaniając się pierdyliardem certyfikatów i dyplomów z algebry. 
- Kobietę z mniejszą wiedzą i mniejszym stażem, która jednak z pewnością poradzi sobie w nauczaniu podstawy programowej. Na rozmowę przychodzi uśmiechnięta, patrząca prosto w oczy, z otwartą mową ciała, opowiadająca pewnym siebie głosem o swoim niezbyt jeszcze bogatym doświadczeniu.

     Którą wybierzecie? Ja oczywiście rękami i nogami jestem za opcją drugą. Wiecie jak ja to widzę? Osoba z ogromną wiedzą, ale zerowymi umiejętnościami społecznymi skazana jest na pożarcie. Zginie, podporządkowując się innym wpływowym ludziom nie potrafiąc walczyć o swoje racje i swoje zdanie.  Zostanie po prostu stłamszona i już do końca swoich dni odsunięta na dalszy plan. Dlatego dzieciaczki zamiast siedzieć tylko w domu ucząc się setek nieprzydatnych rzeczy, wyjdźcie, spotkajcie się ze znajomymi i chłońcie wiedzę dotyczącą życia w społeczeństwie. Rodzice, zamiast cieszyć się tylko dobrymi ocenami pociech, zadbajcie także o rozwój ich umiejętności miękkich, by wychować nie tylko w wiedzy książkowej, lecz również w wiedzy życiowej. Bo mądrość i inteligencja to dwie różne rzeczy. Do następnego!

niedziela, 4 grudnia 2016

Patriotyzm na sprzedaż

Patriotyzm na sprzedaż
- Poproszę taką koszulkę żeby wchodząc do szkoły wszyscy widzieli, że ja największy na wsi patriota. Coś tak oczojebnego żebym ślepym wzrok przywracał.
- 60 zł

    Dobry biznes nie? Patriotyzm jeszcze nigdy nie był tak bardzo w cenie jak teraz, a na narodowych symbolach da się wybić bardziej niż na kręceniu amatorskiego porno. W ogóle nie rozumiem tego całego hype'u na wszystko co związane z Polską. Oczywiście nie mówię, że nie jestem patriotą bo kocham swój kraj i nie wyobrażam sobie urodzić się gdzie indziej, ale chodzenie cały oblepiony w symbolach Polski walczącej i skrzydłach husarzy to jednak trochę przesada. W jakim celu Ci ludzie to noszą? Nie są dostatecznie pewni, czy są patriotami i przez to chcą się uspokoić.?A może chcą pokazać całemu światu, że ma do czynienia z prawdziwymi dziećmi narodu, nie zważając na to że ludzie mają to w dupie? Daję sobie rękę uciąć ( tym razem prawą, bo lewicę oferowałem w poprzednim poście), że gdybym zapytał kto to Sobieski, każdy z nich znałby go z faktu przepędzenia ciapactwa, ale już z pierwszym królem elekcyjnym, czy hołdem pruskim byłyby problemy. W każdym razie patriotyzm zyskał na znaczeniu, a przedsiębiorczy, zaradni ludzie wyczuli niszę i zabrali się za patriotyczne zarabianie.

     Trzeba sobie odpowiedzieć skąd się to wzięło. Jeszcze kilka lat temu ludzi z napisem ,,Bóg, honor, ojczyzna" na czapkach z daszkiem widywałem naprawdę sporadycznie, podczas gdy teraz to norma. Wpłynął na to niewątpliwie interesujący i popularny ostatnio temat nielegalnych migracji. Nie tylko w Polsce wzmocniło to poczucie przynależności narodowej, religijnej i kulturowej, ale chyba tylko w Polsce produktem ubocznym stał się handel wszystkim co polskie. Nie mam nic przeciwko patriotyzmowi, ale zachowujmy w tym wszystkim jakiś umiar. Bez popytu nie ma podaży.

      Teraz napiszę wam jak ja to widzę. Dla mnie patriotą jest każdy wykonujący sumiennie swój zawód. Dla mnie patriotą jest górnik, który mimo narażenia życia schodzi pod ziemię, by pracować na dobro ojczyzny. Dla mnie patriotą jest nauczyciel zostający po lekcjach by za darmo pomóc dzieciakom wyrosnąć na inteligentnych ludzi. Dla mnie patriotą jest każda osoba płacąca podatki. Dla mnie patriotą jest wolontariusz pomagający innym, mniej zamożnym Polakom. W tych wszystkich fatałaszkach z polskimi symbolami ludzie wyglądają jak pozerzy wystawiający na pokaz coś modnego, bo patriotyzm stał się modny, ale dlaczego tylko ostatnio i dlaczego tylko w ten sposób? Jesteś patriotą to zrób coś dla Polski. Pracuj na jej godne imię, idź pomóż biednym dzieciom wyjść z doła, przeprowadź starszą panią przez ulicę, czy okaż życzliwość swojemu rodakowi, a wtedy żadne ciuszki nie będą Ci potrzebne. Do następnego!              

środa, 30 listopada 2016

Kobiety lecą na hajs

Kobiety lecą na hajs

       Jeden z najbardziej utartych sloganów używanych podczas męskich, pijackich rozmów i jedna z największych iluzji zakorzeniona głęboko w samczych umysłach- kobiety lecą na pieniądze; kobiety to materialistki; kobiety przyciąga zawartość portfela; blalallalalakurwa. Po części się z tym zgadzam. Rzeczywiście, kobiety bardziej interesują się mężczyznami, których stać na coś więcej niż sobotnie wypady na promocyjne, przeterminowane piwko i wakacje w słonecznym Wałbrzychu. Jest w tym wszystkich jednak drugie dno i ciężko się z nim nie zgodzić, no chyba że jesteś tak ograniczony, że już do końca życia będziesz usprawiedliwiał swoje słabe podboje miłosne niesprawiedliwością tego świata.

      Panowie, podliżę się tutaj trochę kobietom, które mogły aż tak zabłądzić w internetach i trafić na mój blog. Jesteśmy prości. Wystarczy, że zobaczymy bogatego gościa jeżdżącego jakąś spoko cayenne w otoczeniu kilku pięknych przedstawicielek płci pięknej i w ciągu sekundy nasz mózg zaczyna kojarzyć te obrazy ze sobą. Ale tu nie o same pieniądze chodzi, a bardziej o ich metaforyczne znaczenie. Bogaty gość w oczach kobiet to gość przede wszystkim ZARADNY, a to jedna z najbardziej pociągających i pożądanych cech. W umyśle kobiety taki osobnik jawi się jako silny, ogarnięty i potrafiący zadbać o siebie, więc czemu nie miałby potrafić zadbać w przyszłości o hipotetyczną rodzinę? Zamożny mężczyzna musi być SAMODZIELNY i ODPOWIEDZIALNY. Nadal uważacie, że tu o pieniądze chodzi? Daję sobie rękę (ale tylko lewą bo mnie coś ostatnio pobolewa więc prawej byłoby ewentualnie szkoda) uciąć, że większość kobiet nawet jeśliby tego hajsu nie powąchała, wolałaby mężczyznę zaradnego niż ciepłe kluchy w rosole.  Chodzi o to, że przez zamożność przemawia o człowieku wiele innych pociągających cech charakteru i to własnie to jest czynnikiem decydującym. Mówimy tu oczywiście o kobietach ,,normalnych", nie dla przykładu króliczkach playboya, które dla darmowych torebeczek vuittona i implantów minimum litera D, odgrywają gwiazdki porno dla gościa w wieku ich dziadka (oby tylko).   

     To samo z gośćmi z nienagannymi sylwetkami, chodzącymi na siłownię średnio siedem dni na siedem. Taki osobnik jawi się w oczach kobiet jako mężczyzna z PASJĄ. Posiada jakiś inny sens życia, coś co kocha, coś czemu się oddaje i czego nie porzuci. A wierzcie mi, kobiety pociągają ludzie z pasją, którzy od czasu do czasu zakomunikują, że nie mają czasu się spotkać, bo to koliduje z ich treningiem siłowym/ sztuk walki/ tańca/ próbą zespołu w garażu. Twoją pasją może być nawet szydełkowanie i robienie szalików na drutach na zamówienie, bylebyś miał coś takiego, swój świat którego nie oddasz. Do następnego!
     

     

poniedziałek, 28 listopada 2016

Zazdrość to szambo

Zazdrość to szambo

   Witam ludzie! Miałem zamiar pisać o niesprawiedliwym poglądzie na współczesne towarzystwo i to dopiero za jakiś czas (zgodnie z zasadą trzech dni oczywiście). Odbyłem jednak pewną rozmowę, która zaświeciła żaróweczkę nad głową i podsunęła do mojego, czasem niezbyt sprawnego umysłu, garść nowych pomysłów. Jako, że w gronie moich zainteresowań znajduje się psychologia i relacje międzyludzkie (a w tym to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli relacje damsko- męskie), podzielę mój blog na  działy tematyczne. Zgadnijcie o czym będzie pierwszy;)

     Gdybym przytoczył tu całą rozmowę ze szczegółami, kumpel powiesiłby mnie za cojones i oskalpował z precyzją Aldo Reine'a. Naszkicuję tu jednak tylko tło, problem jak myślę większości związków, emocję potrafiącą człowieka zeszmacić i uniemożliwić normalne życie- zazdrość. Chodziło o jego związek, brak oddechu, inwigilację, wieczne pytania, a nawet szantaż. Zazdrość to szambo! Zazdrość to najgłupsza i najbardziej bezsensowna z emocji. W związku ma mniej więcej taki sens, jak próby szukania żony w agencji towarzyskiej, czy zamiar przekonania szefa, że wcale nie spałeś tylko przypadkowo przymknąłeś powieki. Możliwe, że wiele osób mnie teraz zje, ale mimo trwania relacji, zarówno mężczyzna jak i kobieta powinni nadal mieć te,,swoje światy" Wiecie, takie w które druga osoba nie ingeruje. Swoją pasję, znajomych, zajęcia, chwilę oddechu. Cóż dadzą zakazy samotnego imprezowania czy wychodzenia z ekipą, skoro zdradzić można nawet w obskurnym kiblu w centrum handlowym? Co da inwigilacja, sprawdzanie telefonów i laptopów w poszukiwaniu dowodów zdrady, skoro nieuczciwość zazwyczaj zmienia zachowanie? Powiem wam co myślę, zazdrośnikami są osoby niepewne, zakompleksione i strachliwe. Nie wierzą, że to własnie one są najlepszą opcją dla partnera, boją się go stracić i boją się, że jest ktoś od nich lepszy, bardziej wartościowy, mogący dać więcej. Czuję się pewnie, dobrze i jestem w związku szczęśliwy? Nic nie zmieniam i cieszę się z obecnego stanu rzeczy. Czuję się zagubiony, nieszczęśliwy i podejrzewam partnera? Szczera rozmowa o przyszłości.

     Ludzie, zazdrość nie ma żadnych plusów, a minusów w cholerę. Nie popadam też ze skrajności w skrajność. Wiem jak wygląda dzisiejszy świat i spokojnie, nie jestem naiwniakiem;) Jeśli dajecie sobie wszystko to, czego potrzebujecie to nikt nie ma potrzeby nikogo oszukiwać. A skoro jesteś z kimś komu nie ufasz, to jaki tu sens? Do następnego!

niedziela, 27 listopada 2016

Kolejny dzień w fabryce snów

Kolejny dzień w fabryce snów

    
    

   Jak zacząć z przytupem? Jak się wybić? Co zrobić by pod koniec miesiąca nie skończyć z pięcioma wyświetleniami, w tym dwoma od Cześka spod monopolowego za browarka? Ludzie, nie mam zielonego pojęcia. Chcę jednak przelać moje myśli na papier, ale tylko ten którego nie da się zgnieść i wyrzucić do kosza, nucąc pod nosem piosenkę z NBA.

   Blogów o wszystkim i o niczym, które twórcy dla połechtania swojego ego nazywają lifestylowymi mamy w internecie multum. Ilu ludzi tyle poglądów, a z zasady wiem że guzik kogoś czyjeś interesują. Nie chcę was tu zanudzać opisami moich poranków, zdjęciami śniadań czy sprawozdaniami z wieczornych medytacji. Dyskutujmy, wymieniajmy się poglądami, nie zgadzajmy się ze sobą kiedy tak czujemy.

   Jesteśmy panami życia, które nigdy nie pozwalało nam na tak wiele jak teraz. Ludzie cały czas trąbią o tym, jak teraz (podobno) jest chujowo. A to, że społeczeństwo chodzi wlepione w ekrany telefonów, tabletów i laptopów. A to, że znieczulica i zanik uczuć wyższych. Zarzuty, że jedyną aktywnością fizyczną jest skoczenie do delikatesów po bułki, a umysłową rozwiązanie na kiblu krzyżówki z jakiegoś brukowca. Wiecie co? Myślę, że pisać może tak tylko, albo zgorzkniała stara panna z odciskami na stopach od dwudziestocentymetrowych szpilek, które nosi z nadziei, że jej los jeszcze się odmieni; albo dziennikarzyna z jakiegoś taniego szmatławca, który walnął małych palcem w meblościankę z czasów napoleońskich i musi się wyszumieć.... Mam całkowicie inne zdanie na ten temat i to będzie mój punkt zaczepienia w następnym poście.

   Tymczasem żegnam się i kończę ten króciutki pościk. Może inni blogerzy (to jest dopiero porypane słowo) zaczynają swoją przygodę inaczej, przedstawiając się i opowiadając historię swojego życia jak na spotkaniu anonimowych alkoholików albo osób uzależnionych od masturbacji. Jeżeli wam to bardziej pasuje to wybaczcie, chapeau bas, bije się w pierś. Jutro też jest dzień. Do następnego!
                              

Copyright © 2016 (Nie)przeciętny miłośnik , Blogger